Fragmenty książki Sztuka w Polsce
RZEMIOSŁO ARTYSTYCZNE DOJRZAŁEGO BAROKU
Złotnictwo dojrzałego baroku wykazuje, po okresie pewnego zastoju, nową energię i utrzymuje się w formach modnych, stosowanych w całej Europie, a w szczególności w Augsburgu. Najwyższą rangę artystyczną wykazuje nadal ośrodek gdański: to stamtąd m.in. pochodzą wspaniałe wyroby, zwłaszcza tace i puchary lub kufle, którymi poselstwa polskie obdarowywały carów; wyroby te można dziś podziwiać w zbiorach Orużejnej Pałaty (Zbrojowni) w moskiewskim Kremlu. Jedną z takich tac Jan Gottfried Holl uczcił wiktorię wiedeńską (Wilanów). W Gdańsku działała zresztą cała grupa świetnych złotników jak: Piotr van den Rennen, Ernest Kadau, Andrzej Mackensen II, a specjalnością stają się tu naczynia wysadzane monetami i medalami oraz kufle z pięknie trybowanymi scenami, często o tematyce zaczerpniętej z mitologii. Gdańskowi starało się dorównać środowisko toruńskie ze Stefanem Petersem, Jakubem Sachsem i rodziną Bröllmannów. W Poznaniu złotnicy specjalizowali się zarówno w architektonicznych jak i promienistych monstrancjach o ciężkich otokach z winnego grona lub obłoków. W Krakowie modne stają się smukłe monstrancje promieniste bez otoków, ale za to z wieńcem wokół reservaculum (centralna puszka na hostię) wykonanym z emalierskich kwiatów. Kraków zresztą, pomimo pogarszających się warunków ekonomicznych, nadal w zakresie złotnictwa wytwarza okazałe wyroby, czego świetnym przykładem jest puszka z 1700 roku w kościele Franciszkanów z aż przesadną kameryzacją, emaliami i plakietkami z kości słoniowej. Jednym z cenniejszych dzieł tej epoki jest relikwiarz na głowę Św. Jana Kantego, wykonany w 1695 roku przez Jana Ceyplera, być może według projektu Jerzego Eleutera Siemiginowskiego, z cyklem trybowanych scen z życia świętego, m.in. z realistycznym przedstawieniem dziedzińca Collegium Maius, gdzie święty wygłosił płomienne kazanie.
Jest to zresztą epoka coraz powszechniejszego stosowania srebra, m.in. w ołtarzach, wystrojach kościelnych itd. Specyfiką polsko-sarmacką było pokrywanie czczonych obrazów srebrnymi „sukienkami”, a często łączą się z nimi plakiety wotywne umieszczane wokół cudownych obiektów w spontanicznych „collage’ach”.
Zaznacza się też ogromny wzrost produkcji hafciarskiej, która przeważnie rezygnuje z motywów figuralnych, na rzecz haftów kwiatowych. Doskonałym przykładem takiej kolekcji, powstałej jako wynik kształcenia tu „panien z dobrych domów” jest zbiór haftów w klasztorze benedyktynek w Żarnowcu na Pomorzu. Zresztą to niedocenione bogactwo naszych kościołów i klasztorów dopiero od niedawna wzbudziło szersze zainteresowanie naukowców i konserwatorów. Na przełomie stuleci XVII i XVIII modne stały się ciężkie hafty srebrno i złotolite o grubym reliefie i wyrazistych formach. Na północy dominowała trawestacja tulipana, na wschodnich obszarach orientalnych goździków, w centrum kraju – kwiaty „jako takie”, bez określonej przynależności gatunkowej, po prostu kwiaty szeroko i bujnie rozkwitłe. Najdziwniejsze w tym było jednak to, że nić wykonana z cennego kruszcu nie dawała hafciarzom możliwości szerszej skali barwnej. Przedkładano jednak cenę kruszcu nad urodę koloru. Kwiaty na tych ciężkich ornamentach i kapach traciły więc kwiecistość, a w zamian zyskiwały tak cenioną przez Sarmatów sutość.
Równocześnie zaczął się proces imitowania orientalnych wyrobów, sam bowiem orientalizm gustów był zjawiskiem już wiek co najmniej trwającym, ale dopiero w 2 poł. XVII wieku zaczęto nie tylko importować, ale także naśladować obce wyroby. Zaczęły powstawać pierwsze manufaktury imitujące kilimy i kobierce tureckie, względnie perskie przyozdabiając je jedynie „sarmackimi” herbami właścicieli. Podjęto też próby produkcji tapiserii, zwłaszcza, że w domach szlacheckich chętniej wieszano na ścianach opony lub szpalery, a broń zamiast luster czy aparatu oświetleniowego.
Nie jest możliwe omawianie wszystkich aspektów orientalizacji gustów, która swój „rodowód” brała od owych mniemanych przodków-Sarmatów, zresztą niektóre zjawiska, przede wszystkim ubiór, jeszcze wyraźniej przejawiają się w następnym stuleciu, tu chciałbym tylko zwrócić uwagę na elementy ubioru i uzbrojenia wojowników jako też ich dziarskich rumaków. Przede wszystkim osiadła we Lwowie ludność ormiańska parała się m.in. złotnictwem i zdobieniem broni oraz rzędów końskich. Zaczęto wytwarzać (także w Stanisławowie i Kamieńcu Podolskim) broń, znaki bojowe (buławy), tarcze (kałkany) i nie tylko forma broni (charakterystyczny zakrzywiony kształt karabeli), ale owa zdobnicza rozrzutność sprawiają, że dziś trudno określić czy coś zostało wykonane w naszym kraju, czy pochodzi z łupów czy po prostu z zakupów od zagranicznych kupców.
Ale w zakresie militariów czymś zupełnie niezwykłym, dziwacznym i całkowicie polskim była zbroja husarska dzięki zastosowaniu skrzydeł oraz zbroja zwana karaceną, w której dokonała się naiwna synteza wydumanej genealogii szlacheckiej, niefrasobliwie łączonej z tradycją antyczną przybyłych z głębin Azji rycerzy na rączych rumakach (Sarmatów). Echa antyku w karacenie przypominała jej struktura łuskowa (płytki stalowe naszywane na skórę), poniekąd też dziwaczne maski na pancerzach czy naramiennikach, azjatycką (nieświadomie zapewne) prezentowały łuskowe „portki” i niektóre ornamenty. W takiej zbroi kazał się kilkakrotnie sportretować Jan III w roli triumfatora spod Wiednia, a także towarzysze chorągwi pancernej królewicza Aleksandra. W początkach XVIII wieku karacena stawała się coraz bardziej rekwizytem bohaterskim w portretach typu sarmackiego, armia bowiem coraz bardziej traciła na znaczeniu, odsiecz wiedeńska miała się stać na długo jedynym polskim zwycięstwem, a słynna husaria służyła przeważnie jako dekoracja w uroczystościach, zwłaszcza w pogrzebach, skąd bierze się przezwisko „kawalerii pogrzebowej”.
Chciałbym jednak ten rozdział zamknąć wzmianką o zabytku, który z pewnością nie jest wybitnym dziełem sztuki, ale za to wyjątkowym dokumentem tej przemijającej wojennej sławy naszych przodków. Oto w Szczepanowie pod Bochnią zachował się w kościele parafialnym obraz wotywny, namalowany po 1655 roku, a przedstawiający galerę turecką, ponad którą ukazuje się w niebiosach Matka Boża z Dzieciątkiem. Nazwiskami oznaczono jeńców-wioślarzy, a także niektórych Turków, nie wiemy natomiast kim był fundator, chociaż u dołu znajduje się następujący wiersz:
Gdy z odwagą Ojczyźnie miłej usługuję
Srogi mnie pod Korsuniem Tatarzyn krępuje...
Po siedmiu latach tureckiej niewoli udało się anonimowemu wojownikowi powrócić.