Fragment książki Średniowiecze. Korzenie

Andrzej Dąbrówka

Język polski

Gorze się nam stało!

1241 – Książę Henryk Pobożny wykrzykuje podczas bitwy pamiętne słowa.

Najstarsze zdanie polskie, jakie trafiło do nas, gdyż zostało kiedyś zapisane, wypowiedział cudzoziemiec, a w dodatku dywersant. Był to okrzyk „Biegajcie, biegajcie” (uciekajcie, bieżajcie), który przed bitwą legnicką w 1241 r. wśród części polskich wojsk spowodować miał popłoch. Sprawcą był bodaj żołnierz ruski w tatarskiej służbie, który Polaków namawiał do ucieczki po polsku, a po tatarsku zachęcał swoich do walki.

Zaraz po pierwszym wypowiedziano drugie najstarsze zdanie: wygłosił je już Polak, książę Henryk Pobożny: na wieść o ucieczce oddziału Opolan z księciem Mieczysławem, który dał się oszukać dywersantowi, krzyknął on: „Gorze się nam stało!” (czyli: spotkało nas wielkie nieszczęście). Obydwa przekazał nam dopiero Jan Długosz (zm. 1480) pisząc o tej bitwie w swoich łacińskich Rocznikach, przy czym, jak wierzymy, musiał skorzystać z wcześniejszego źródła, które zapamiętało tamte polskie zdania. Zwłaszcza pierwsze z nich sprawia wrażenie trudnego do wymyślenia, drugie jest już zrozumiałą w takich razach reakcją, którą można było odtworzyć, aczkolwiek włączenie tych wypowiedzi polskojęzycznych do łacińskiej narracji – niezwykle rzadkie u Długosza – jest sygnałem ich autentyczności i potwierdza ich wyjątkowość.

Dotykamy obszernego i trudnego zagadnienia mowy niezależnej w źródłach historycznych, która przybierała postać wypowiadanych przez omawiane postacie okrzyków, sentencji, krótkich dialogów. Mniej problematyczna jest sprawa dłuższych mów i listów. Wszystkie te typy spotykamy bardzo często na kartach kronik. Spójrzmy na kilka przykładów, które zawierają niby przytaczane słowa postaci opisywanych w kronice, których jednak nie traktujemy jako zabytki mowy. Mogą one jednak uczyć nas czego innego.

Na charakter okrzyków owego tatarskiego prowokatora rzuca światło relacja z wcześniejszej o ok. 250 lat bitwy Bolesława Chrobrego z Rusinami (u Galla I 10), których król zaczepił go przed bitwą:

„Niechaj wie Bolesław, że jako wieprz w kałuży otoczony jest przez moje psy i łowców”. A na to król polski odpowiedział: „Dobrze, owszem, nazwałeś mnie wieprzem w kałuży, ponieważ we krwi łowców i psów twoich, to jest książąt i rycerzy, ubroczę kopyta koni moich, a ziemię twą i miasta spustoszę jak dzik pojedynek!”

Takie wzajemne wymienili poselstwa...

Wymiana obraźliwych „pozdrowień” jest charakterystyczną cechą obrazy rytualnej, która ma podkopać morale przeciwnika. Stosują ją do dziś i wszędzie młodzieżowe gangi potykające się na udeptanej ziemi. Pamiętamy, że chwycili się tego i „rycerscy” Krzyżacy wysyłając Jagielle dwa miecze w pogardliwym geście. Przeliczyli się jednak, gdyż najwyraźniej polskim wojskom pomogły nie dwa miecze więcej, ale wzbudzony obłudnym darem gniew, który przed bitwą czyni starcie psychologicznie zrozumiałym w wymiarze osobistym – mają się bić ludzie, którzy by prywatnie nic do siebie nie mieli, więc skoro politycy żądają rozstrzygnięcia siłowego, przeto wzajemne obrażenie się przywódców czyni bitwę konieczną. W przypadku Chrobrego i Rusinów mechanizm obrażania przeciwnika udzielił się oddziałom kwatermistrzowskim:

Gdy więc kucharze i pachołcy, służący i czeladź wojska zgromadzili się na brzegu rzeki celem płukania mięsa i wnętrzności zwierząt, z drugiego brzegu naigrawali się donośnie służba i giermkowie ruscy, pobudzając ich do gniewu wyzwiskami i obelgami. Oni zaś (...) brudy z wnętrzności i odpadki rzucali tamtym przed oczy ku ich zniewadze. Skoro jednak Rusini coraz bardziej drażnili ich obelgami, a nawet zaczęli ich obsypywać strzałami, owa armia czeladzi Bolesława (...) przepłynęła przez rzekę z orężem rycerstwa, śpiącego o południowej godzinie, i odniosła tryumf

(Gall I 10).

W tamtej utarczce nie odegrała żadnej roli różnica języków, bo nie była bodaj zauważalna. Nawet gdyby jednak te języki się różniły, kronikarz nie musiałby zwracać na to uwagi, gdyż opowiadał o kłótni, nie o jej warstwie językowej. Inaczej było w przypadku bitwy pod Legnicą. Gdyby wśród polskich wojów jeden znał mowę tatarską, rozpoznałby prowokatora. Można zatem twierdzić, że klęskę sprowadził nie ktoś mówiący po polsku, ale nieznajomość tatarskiego. Byli tacy ludzie w służbie polskich władców – ordyńcy, przygotowani do utrzymywania łączności z Ordą. Dla równowagi warto może opowiedzieć fragment legendy herbu Trąby, którą Bartosz Paprocki zapisał z przekazu ustnego:

Był przy Leszku Czarnym [zm. 1288] Tatarzyn chrzczony zwany Ordyńcem; ten gdy jachał na łowy z królem, nadjachał straż abo zagon tatarski. Widząc, iż mu trudno było uciec, począł z nimi mówić językiem ich, żem ja też jest z rodu waszego i rad z wami do swej ziemie pojadę, tylko mię posłuchajcie: jest tu ze mną król polski w tej puszczy, a tak z was przebrawszy się mężów dobrych kilka, pojedźcie ze mną, a ja go przywabię trąbą do siebie; kiedy go pojmamy, będziemy mieć zeń wielki okup. Pogani mu się dali namówić, on je odwiódł daleko od ludu ich; wjechawszy w puszczą, kiedy rozumiał o swych już blisko, dał znać językiem polskim, wrzekomo wołając na psy i trąbiąc, rzekł: strzeżcie się, oto pogani. Ci, co przy królu byli, sprawili się porządnie, wywiódwszy pogany w miejsce przestrzeńsze, pojmali(...) [po nadaniu herbu wiernemu rycerzowi] zwano go długo (...) panem Ordynem, potem przyłożyli J, a zwali aż po ten wiek i teraz Jordanem.

(Paprocki, Gniazdo cnoty, s. 1061, Kazańczuk 1990, s. 201, z wizerunkiem herbu)

Tak więc – gdyby wierzyć ustnemu przekazowi, ok. 40 lat po feralnym zdaniu, od którego zaczęliśmy, padła polska wypowiedź, złożona już z dwu zdań, przywracając moralny ład w naszej historii. Ciągle jednak mówią po polsku cudzoziemcy. Mniej więcej w tym samym czasie (1270?) zapisano trzecie najstarsze zdanie, o którym się uczą polskie dzieci, że było pierwsze: Daj, ać ja pobruczę, a ty poczywaj. To zdanie z kolei zapisał Niemiec, a wypowiedział Czech o imieniu Boguchwał osiedlony w Polsce i ożeniony z Polką – to do niej tak powiedział, być może jeszcze ok. 1200 roku; autor Księgi Henrykowskiej (I 10, s. 49), ok. 1250 roku załatwiał sprawy majątkowe z dorosłymi wnukami Boguchwała – Boguszą i Pawłem.

Ze zdziwieniem stwierdzamy, że – mówiąc językiem Tanga Rzepicha (J. Przybora) – praziarno polszczyzny „sadzili w praglebie” ci, co uczyli się polskiego. Nie słychać u jej kolebki kogoś, kto jednocześnie biegły był w językach obcych. Żona owego Czecha odegrała rolę tylko niemą, aczkolwiek wielce ważną, milczała bowiem po polsku i tym samym zapisała pierwszą stronę w dziejach polskiego milczenia.

Języki obce. Nieznajomość języków obcych zniekształca wzajemne widzenie. Najostrzej ujawniają to stosunki kolonizacyjne. Ludy kolonizowane były przedstawiane przez kolonizatorów jako zbiorowiska osób nierozgarniętych. Cóż: tubylcy musieli wypowiadać się w językach kolonizatorów, i nie mogli ich znać dobrze. To, co mówili, musiało brzmieć dziecinnie (W. F. Hermans). Dla wyrażenia tego wytworzył się cały pseudojęzyk: „Kali ukraść krowę” (H. Sienkiewicz). Tak więc niemało zależy od języka, w którym wyrażamy swą tożsamość.

Również w warunkach kolonizacji osiedleńczej, niepodbojowej, następuje wcześniej czy później jakaś osmoza języków lub narodowości. Nie zawsze wchodzi w grę przymus. Jednak o polskich stosunkach z Niemcami myślimy zwykle w kategoriach wymuszanej pod zaborem pruskim germanizacji. Przesłania to nam fakt, że koloniści niemieccy w Polsce uczyli się języka polskiego, a w końcu też zapominali swój niemiecki. Rozmówki niemiecko-polskie znajdujemy wśród najstarszych polskich druków. Wokabularz rozmaitych sentencji polskim i niemieckim młodzieńcom na pożytek teraz zebrany „wybijany w Krakowie” u Hieronima Wietora w 1539 roku jest jednym z dowodów dokonującej się wówczas polonizacji mieszczaństwa niemieckiego. Użytkownikami książki mają być dzieci z rodzin mieszkających w polskim otoczeniu i zmuszonych do komunikacji w miejscowym języku. Tych „młodzieńców” w tytule należy rozumieć jako „młodzież”, wszechobecne są bowiem żeńskie formy i zajęcia sugerujące przyuczanie dziewczyn do pracy w gospodzie.

Posłała pani matka / pomię / ia muszę iść do domu / dała mi powiedzieć iż ieden pan spolski przyiechał / stymże mam mowić popolsku / day toboże bych rozumiała.

Ja bych chciała rada zmatką iść na targ / a spatrzała / iezli bych też umiała u chłopa co kupić mówiąc popolsku.

Ja chcę moię pilność udziałać wpolskiej mowye / niebędzie wam żal pani matko / iżeście ważyli pieniędzy / będę zawsze sczeladzią mówić / tedy co daley / tym więcey będę umieć.

Panu Bogu bądź chwała / iżem się wyuczyła tych książek iusz chcę / nic inszegy czynić iedno się w tey polskiey mowie ćwiczyć a mowić skim mi się trafi albo przyda / tedy nawieki niezapamiętam / com się zmłodości nauczyła.

Zaliczymy te świadectwa do najwcześniejszych polskich zdań z gramatycznymi formami rodzaju żeńskiego; wypowiadały je podczas nauki niemieckie dziewczęta. Charakterystyczna obfitość form rodzaju żeńskiego odzwierciedla znany fakt, że w warunkach pokojowej kolonizacji to kobiety są pośrednikami między swoimi a obcymi. Bardzo możliwe, że książka powstała z myślą o domowej i szkolnej edukacji dziewcząt. Przybierała ona nieco śmiałe formy przysłowia, np.:

Pożywaj wesela pókiś młoda / Boć młodość pływa iako woda

W wyrywkowych ćwiczebnych wypowiedziach, spotykamy liczne obserwacje obyczajowe i nauki moralne.

Tyś jest dziwny człowiek kiedy sobie podpiyesz / wszytko mowisz sam / a drugiemu niechcesz dać mówić

Niedowierzaycie iemu / nieiest pewny / rad kłama

Niesmućcie się miła kucharko / a bądźcie dobrey myśli /niezawżdy w warzeniu / albo w pieprzenyu możemy trafić iako by pan albo pani chciała mieć.

W nosie niedłup.

Z niektórych zdań wyłania się wspólnota doświadczenia, a nawet dziejowych kolei.

Miły przyiacielu / iam porozumiał / iżeś zdalekich stron przyszedł / prosze cie powiedz nam co nowego / co słyszeć o turku

Czemuście teras tak smutny / co myślicie / albo wam niedostaye pieniędzy mnimam.

Można by wysnuć z najstarszych polskich zdań 3 przesłanki mitu założycielskiego polszczyzny:

  1. wrogowie uczą się polskiego, aby oszukać Polaków;
  2. odkąd zaczęli mówić, Polacy narzekają, że spotkało ich nieszczęście.
  3. obcokrajowcy, którzy nauczą się polskiego, potrafią być lojalni, a nawet mówić kobietom miłe rzeczy.

Pierwsza i trzecia z tych przesłanek przeczą sobie nawzajem. Można by takich sprzecznych mitów odnaleźć więcej: gościnność i ksenofobia; wyższość i waga polskości przeciw niższości i marginalności itd. Kiedy Erazm dedykował swą edycję Terencjusza (1531) „Johanni et Stanislao Boneris, fratribus, Polonis”, czynił to pod wrażeniem deklamacji scen z komedii Terencjusza, jakimi go zachwycił we Fryburgu młody Jan Boner wraz ze swym towarzyszem podróży (famulus) Stanisławem Glandinusem (Aichlerem, PSB t.1), których postrzegał jako przybyszów z Polski (Morawski 1965, s. 35). Czyli przynajmniej część splendoru dla Polski pozyskiwali w Europie Niemcy. Łacińskie formy ich nazwisk były wygodną formą niewyrażania narodowości, kiedy się ona zmieniała.

Niemieckich dziewczyn, uczących się z przejęciem polskiej mowy, nie zaliczymy do kolonizatorów, czyli do tych obcych, co się polskiego uczą po to, by nas oszukać. Oszukać, czyli zdradzić. Błąd w tym punkcie niesie groźbę. Doznanie zdrady powoduje lęk, a wskutek lęku przed zdrajcami przestajemy słuchać także tych, co mają wobec nas dobre zamiary. Kiedy mylimy złych z dobrymi – wtedy przydarza się wielkie nieszczęście; nieszczęściem tym jest nasza zdrada. Tak trzeba nazwać odrzucanie tych, co mają dla nas dobre słowo.

Tożsamość każdej grupy, także polskość w Europie bez granic, obroni się w pokoju, jeśli jej nie zdradzimy – to jest jeżeli nie damy się oszukać, ale nie odtrącimy tych, co nam ufają. Nie musi nam się stać „wielkie nieszczęście”. Starczy, gdy się nie damy spłoszyć złym, co krzyczą „Uciekajcie”, ale nie pomylimy ich z dobrymi, którzy mówią: „Daj, ać ja pobruczę, a ty poczywaj”.  

Wróć do czytelni

Średniowiecze. Korzenie

Książka ukazuje literaturę średniowiecza w szeroko zarysowanym kontekście historyczno-kulturowym, nie pomijając muzyki i sztuki. Autor zaproponował nowoczesne i komplementarne spojrzenie na epokę, z wykorzystaniem najnowszych ustaleń i hipotez badawczych oraz aktualnej literatury naukowej z tego zakresu.

PROMOCJE TYGODNIA (do 15 grudnia) RSS - promocje tygodnia

Biochemia

Najnowsze informacje z biochemii w ujęciu fizjologicznym w nowym podręczniku opracowanym przez zespół tych samych autorów, co popularna "Biochemia" Stryera.

Copyright © 1997-2024 Wydawnictwo Naukowe PWN SA
infolinia: 0 801 33 33 88