Fragment książki Kultura języka polskiego. Fleksja, słowotwórstwo, składnia

Hanna Jadacka

1.1.2. Odmiana nazw osobowych

1.1.2.1. Tendencje ogólne

Duże tempo przepływu informacji, związane ze wzrostem roli i rangi mediów, sprawia, że w naszej praktyce językowej musimy używać coraz więcej nazwisk w różnych ich formach; stykamy się też z nimi bardzo często w tekstach nie naszego autorstwa, z czym nierzadko wiąże się konieczność oceny ich poprawności fleksyjnej. Ten stan rzeczy każe zwiększyć nacisk na perfekcyjne opanowanie odmiany nazw własnych, szczególnie osobowych. Tymczasem liczba i różnorodność nazwisk, pojawiających się choćby w obiegu prasowym, często działają na użytkowników języka paraliżująco – skala możliwości (a tym samym – wątpliwości) wydaje się tak duża, że powoduje uczucie zupełnego zagubienia, którego konsekwencją bywa nawet – wbrew przekonaniu – rezygnacja z odmiany.

Szczegółowe informacje o tym, jak odmieniać nazwiska i imiona, muszą więc być poprzedzone odpowiedzią na pytanie, czy w ogóle je odmieniać lub czy objąć deklinowaniem pewną część tej klasy nazw, a pewną z niego wyłączyć. Współczesna i nieco dawniejsza praktyka językowa wskazuje na to, że użytkownicy języka mają w tej sprawie różne, czasem nawet skrajnie różne, opinie. Za każdą z tych postaw stoją określone motywacje, oczywiście o niejednakowym stopniu zasadności.

Zwolennicy nieodmienności argumentują, że nazwisko to pewien symbol, etykieta społeczna, rodzaj identyfikatora i jako takie musi mieć stałą, niezmienną postać. Każda próba odmiany to nic innego, jak (naganna) deformacja formy podstawowej (= mianownikowej), świadcząca o braku szacunku do osoby, która je nosi, a ponadto stwarzająca niebezpieczeństwo niewłaściwego odtwarzania formy głównej na podstawie deklinowanych użyć tekstowych. Ten punkt widzenia, bliski przede wszystkim urzędnikom oraz osobom starszym, odznacza się pewną niekonsekwencją, mianowicie spod działania tak sformułowanej zasady wyłącza się nazwiska żeńskie i męskie na -ska, -ski (-cka, -cki, -dzka, -dzki). Okazuje się więc, że analizowany problem, niezależnie od „deklaracji programowych”, dotyczy nazwisk na -e (Blikle, Handke), -o (Batko, Domeyko), -y (Czerny, Borowy), bezsufiksalnych na -i (Lazari, Symoni), -a (Łopatka, Zawada), w najmniejszym zaś stopniu – zakończonych na spółgłoskę (Dowgird, Klemm). Dodajmy jeszcze, że nabiera on szczególnej ostrości, gdy nazwisko ma identyczne brzmienie z przymiotnikiem (Ciepły, Cudny, Dołowy, Lepszy, Zimny) lub z rzeczownikiem pospolitym (Kurek, Płatek, Rydel, Salwa, Sito, Zasada).

Argument o związku między odmienianiem nazwiska a możliwością odtworzenia jego właściwej postaci mogą wykorzystać zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy deklinowania tej kategorii leksemów. Jest faktem, że przypadek zależny pewnych nazw osobowych nie zawsze prowadzi do trafnej rekonstrukcji postaci mianownikowej. Ktoś, kto zetknie się po raz pierwszy z formami (panem) Goskiem, (panem) Tuskiem nie będzie wiedział, czy to narzędnik nazwisk Gosk, Tusk czy też Gosek, Tusek. Podobny kłopot można mieć z formami Dutki, Dutce, Dutką, prowadzącymi albo ku mianownikowi Dutko, albo Dutka, czy z formą Smółki, którą można wywieść od podstawy Smółko lub Smółka.

Paradoksalnie jednak, rezygnacja z odmiany może prowadzić do upowszechnienia się zdeformowanej wersji nazwiska. Dzieje się tak wtedy, gdy znajdujemy je w pozycji składniowej wskazującej na funkcję dopełniacza lub biernika1, nieświadomi, że to mianownik. Na podstawie budowy fleksyjnej domniemanego przypadka zależnego odtwarzamy hipotetyczną postać główną, co prowadzi do poważnych (a czasem zabawnych) nieporozumień2.

Skoro więc formy zależne czasem ułatwiają, a czasem utrudniają identyfikację nazwiska, podany wyżej argument nie ma dużej (żadnej?) wartości w dyskusji nad zakresem odmieniania nazwisk czy ich fleksją w ogóle.

Przeciwnicy odmiany nazwisk twierdzą ponadto, że regularną, a więc łatwą do opanowania odmianę mają tylko żeńskie i męskie nazwiska na -ska, -ski, -cka, -cki, -dzka, -dzki; fleksja pozostałych najeżona jest takimi trudnościami, że statystyczny Polak nigdy się z nimi nie upora; kategoryczna norma zalecająca ich odmianę spowoduje co najwyżej wzrost liczby błędów.

Wydawnictwa normatywne konsekwentnie opowiadały się i opowiadają za odmianą wszystkich nazwisk polskich, jeśli tylko nie stoją temu na przeszkodzie względy morfonologiczne, np. zakończenie na -u. Językoznawcy normatywiści powołują się w tej sprawie na tradycję oraz argumenty składniowo-semantyczne.

Użytkownikom języka, nieprzekonanym jeszcze o potrzebie odmieniania nazwisk, warto przypomnieć, że czynili to już przed wiekami nasi wielcy pisarze i poeci, a w ich ślady szli także tłumacze literatury obcej, o czym wymownie świadczą tytuły takich np. dzieł, jak: Do Mikołaja Firleja, O doktorze Hiszpanie, Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki, Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego, Na mogile Kościuszki, Pogrzeb Kościuszki, Dumka Mazepy, Do Joachima Lelewela, Cierpienia młodego Wertera, W pamiętniku Zofii Bobrówny, Bema pamięci rapsod żałobny, Fortepian Chopina, Wizyta Pana Franciszka Grzymały, Pomnik Moniuszki, Buddenbrookowie, Przygody dobrego wojaka Szwejka, Kariera Nikodema Dyzmy. Przytoczone przykłady, które zresztą można by mnożyć, wskazują wyraźnie na to, że przeświadczenie o niestosowności odmieniania nazwiska jest stosunkowo świeżej daty. Nie da się wykluczyć, że niemały wpływ na ugruntowanie się tego poglądu miały wątpliwości normatywne dotyczące deklinacji nazw własnych.

W języku polskim odpowiednia końcówka fleksyjna umożliwia rozpoznanie funkcji składniowej danego wyrazu; dotyczy to także nazw osobowych. Jeżeli np. dwie z nich będą miały – z szacunku dla podstawowej postaci nazwiska” – formę mianownikową, to może się okazać, że z tego właśnie powodu nie odróżnimy podmiotu od dopełnienia, a co za tym idzie – wykonawcy od obiektu czynności, np.: *Rokita poparł Ziobro (Rokitę poparł Ziobro?, Rokita poparł Ziobrę?); *Małysz pokonał Peterka (Małysza pokonał Peterka?, Małysz pokonał Peterkę?). W języku fleksyjnym (polszczyzna), jak wiadomo, szyk tych wątpliwości nie usuwa.

Oczywiście takich trudności interpretacyjnych można uniknąć dzięki uzupełnieniu imieniem lub innym wyrazem określającym (pan, minister, senator) nieodmienianego nazwiska, które zyska dzięki temu jednoznaczną charakterystykę składniową. Jednak takie rozwiązanie nie zawsze jest najlepsze; niekiedy tekst zawierający nazwę osobową – ze względu na funkcję, jaką ma spełnić, np. tytułu prasowego – musi być wyjątkowo zwarty, skondensowany treściowo, ujęty w formie hasłowej. Imiona czy inne „dopełnienia leksykalne” towarzyszące nazwiskom byłyby w nim naruszaniem konwencji stylistycznej, ukierunkowanej na efekt zaskoczenia, zaciekawienia, zachęty do lektury. Na poziomie normy wzorcowej sięganie po ten środek jest usprawiedliwione dopiero wtedy, gdy nazwisko nie poddaje się deklinowaniu w języku polskim. Wyrażenia, które składają się z imienia w przypadku zależnym i nieodmienianego, choć odmiennego nazwiska, zawsze będziemy uznawać za przykłady rażącej dysharmonii stylistyczno-składniowej; ilustruje to np. zdanie: *Nadaje się obywatelowi Andrzejowi Wiśniewski stopień porucznika. Cytowana konstrukcja nie ma nic wspólnego z szacunkiem dla osoby, która nosi wymienione nazwisko. Naciski wywierane na użytkowników języka przez przedstawicieli władzy różnych szczebli, aby w tekstach urzędowych nazwiska występowały zawsze w formie podstawowej, trzeba stanowczo odrzucać. Jeżeli rzeczywiście w dokumentach muszą one wystąpić w mianowniku, należy temu celowi podporządkować całą kompozycję zdania (np. Niniejszym stwierdzamy || zaświadczamy, że Andrzej Wiśniewski otrzymuje stopień porucznika lub [...] został awansowany do stopnia porucznika).

Skoro więc ważne powody historyczne, semantyczne i syntaktyczne jednoznacznie przemawiają za deklinowaniem nazw osobowych, to opanowanie i odpowiednie stosowanie zasad ich odmiany należy uznać za jedną z podstawowych umiejętności językowych wykształconych Polaków. Zdobycie odpowiedniej biegłości w tej dziedzinie jest wyjątkowo ważne dlatego, że form fleksyjnych nazwisk używamy bardzo często. O ile można sobie wyobrazić, że ktoś w swojej (choćby i wieloletniej) praktyce językowej nie będzie musiał posługiwać się pewnymi typami struktur (np. liczebnikami zbiorowymi), o tyle usunięcie nazwisk z naszych wypowiedzi nie wchodzi w ogóle w rachubę.


[1] W tych właśnie formach nazwy osobowe występują w tekstach najczęściej.

[2] Opowiadano mi przed laty, że gen. Józef Kuropieska (znany głównie jako więzień PRL-u, sądzony w tzw. procesie Tatara i zrehabilitowany w 1956 r.) nie pozwalał odmieniać swojego nazwiska. Skutkiem tego dalsi znajomi generała do dziś (!) uważają, że jego nazwisko brzmiało *Kuropiesek na podstawie „rekonstrukcji” mianownika z form uznanych za dopełniaczowe lub biernikowe, np. *Nie widziałem dziś gen. Kuropieska; *Znam dobrze gen. Kuropieska; *Mam przyjemność przedstawić pani generała Kuropieska. Gdyby w zacytowanych zdaniach użyto poprawnych form deklinacyjnych, tzn. dopełniacza Kuropieski i biernika Kuropieskę – wskazanie poprawnej postaci hasłowej nazwiska nie sprawiłoby użytkownikom polszczyzny większego kłopotu.

Wróć do czytelni

Kultura języka polskiego.
Fleksja, słowotwórstwo, składnia

Pierwszy od lat nowoczesny podręcznik akademicki z dziedziny kultury języka. Autorka dogłębnie i wszechstronnie omawia zagadnienia poprawności językowej z zakresu fleksji, słowotwórstwa i składni. Oprócz konkretnych rozstrzygnięć poprawnościowych czytelnik znajdzie w książce narzędzia do samodzielnego rozstrzygania najczęstszych wątpliwości językowych.

PROMOCJE TYGODNIA (do 15 grudnia) RSS - promocje tygodnia

Biochemia

Najnowsze informacje z biochemii w ujęciu fizjologicznym w nowym podręczniku opracowanym przez zespół tych samych autorów, co popularna "Biochemia" Stryera.

Copyright © 1997-2024 Wydawnictwo Naukowe PWN SA
infolinia: 0 801 33 33 88